piątek, 24 czerwca 2011

Blondynka na śniadanie

Prof. Dąbrowski, gdy usłyszał, że wyjeżdżam do Turcji do pracy po raz pierwszy powiedział: "Proszę na siebie uważać. Turcy blondynki jedzą na śniadanie!". Moja przyjaciółka również stwierdziła, że mam uważać na Arabów. Gdy próbowałam wytłumaczyć, że Turcy mają korzenie w Mongolii i obrażają się za nazwanie ich Arabem, podsumowała, że "taaa arab to arab, jest wyblaknięto-czarny to arab" :D.

Faktycznie, Turków zachwycają blond włosy i niebieskie oczy. Jako kobieta jestem tutaj na przegranej pozycji, jednak wiele na tzw."piękne oczy" można uzyskać. Koleżanka chciała mi opowiedzieć, że wpadłam w oko pewnemu Turkowi. Opowiadała o nim i nagle wystrzeliła, że "on ma ptaszka", ja na to ze śmiechem, że "to dobrze, że ma!". Przejęzyczyła się, bo chciała powiedzieć, że "ona ma psa". Śmiejemy się z tego do dzisiaj. Zareklamowała go tak, że konkurencja odpada!

środa, 15 czerwca 2011

Merhaba!

Oficjalne rozpoczęcie sezonu na Riwierze dawno minęło. W związku z tym, co chwile jestem zapraszana na imprezy firmowe lub z kontrahentami:Kolacja nad rzeką Dim czaj z całą firmą. Imprezy organizuje lokalna firma turystyczna, która jest odpowiedzialna za organizowanie i przeprowadzanie wycieczek i transferów. Zatrudnia tylko Turków. Pod tą firmę podpięte są firmy z różnych krajów – Niemcy (+ Polska), Holandia, Kraje Skandynawskie, Wielka Brytania, Belgia. Nas Polek jest tylko dwie! Bawimy się wszyscy razem, ale właściwie każdy rozmawia w swojej ojczystej mowie, więc trochę ciężko się zintegrować. Ja mam okazje do potrenowania niemieckiego. Kolejne Polski są 60 km dalej - w Side. Impreza „Manavgat River By Night” – impreza na statku po rzece, party na plaży, wyżerka, głośna muzyka i zabawa w pianie, czego akurat nie cierpię, bo zanieczyszcza środowisko, chociaż zabawa przednia dla większości. Jak na złość imprezy organizowane są w czwartek, w który mam najwięcej roboty, bo w środę przylatuje ogrom turystów. Umęczona jestem po dniu pełnym wrażeń, ale na imprezę gnam i jeszcze namawiam E.U. Trzeba też mieć jakąś rozrywkę. Wieczór mija sympatycznie, tylko rano ciężko wstać do pracy, a w dodatku prowadzić auto. Czasem nocuję u Niny od której mam bliżej do hoteli.
Innego wieczoru – Koncert Turczynki Bengu w Porcie organizowany przez urząd miasta, innym razem występ zespołu "Fire of Anatolia"- znanego na całym świecie, wpisanego do księgi Guinessa jako najszybszy taniec świata, który już miałam okazję zobaczyć wcześniej na wielkiej scenie-polecam! Fantastyczny, ale wychodzimy wcześniej bo wiele nie widać, za niska scena. Ekipa polska – 2 kolegów ze studiów. Innym razem impreza w porcie z towarzystwie 2 Niemek i ich kolegi. Trochę sztywno, ja robię za kierowcę, nie mam ochoty na zabawę i ostatecznie świat mi pomaga, bo w Alanyi i w promieniu 40 km wysadza cały prąd. Zapanowały ciemności egispkie. Wreszcie mogę zobaczyć, piękną, gwieździstą, turecką noc. Nina zostaje u mnie na noc, ma 25 km do domu.

W ciągu tygodnia zdarza mi się też jakaś mała wycieczka, czy to sama sobie organizuję, czy to firma. Już teraz trudniej o wycieczki zorganizowane, bo wolne mam tylko poniedziałki. Muszę dobrze poznać zakres oferty, którą prezentuję gościom. Cały czas się coś dzieje i teraz, gdy mam pierwszy luźny wieczór jestem zdziwiona, że tak wcześniej jestem w domu. Za bardzo nie wiem, co ze sobą zrobić, chce mi się właściwie tylko leżeć. Nawet naczynia ciężko mi umyć. W mieszkaniu jestem bardzo rzadko i nie wiem, kto je tak brudzi, toć nie ja! Więcej sprzątania niż pożytku!

wtorek, 14 czerwca 2011

Na swoim miejscu

Od samego początku pobytu w Alanyi mam nieodparte wrażenie, że jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Gdy emocje związane z problemami już opadną, powraca uczucie, że jestem stworzona do tej pracy. Wbrew temu co odkryłam na początku tego roku - że nie jest to praca moich marzeń, mani mi się coś innego. W tym tygodniu bardzo mało się działo, prawie żadnych problemów z pokojami czy gośćmi i wiecie co? Nudno się zrobiło! Chyba potrzebuję jednak odpowiedniej dawki stresu, adrenaliny. Dokonałam kolejnego odkrycia - jak się nie dzieje zbyt wiele to podświadomie wyszukuję jakichś atrakcji! Choćby na drodze - natrąbiłam na kierowce, że stoi na czerwonym świetle ! Życie na 5 biegu to jest to. Kochani niestety mimo przebywania non stop wśród ludźi, brakuje mi kogoś, kto przywitałby mnie w domu z gorącą herbatą. Dlatego przyjeżdżajcie! Dom stoi otworem. Jeszcze 6 tygodni i przyjedzie moja siostra z córeczką! Odliczam dni. Na szczęście szybko mijają.

Presja

Tak, tak. Firma lepsza, większy zakres mojej pracy, możliwości, decyzji a co za tym idzie ODPOWIEDZIALNOŚCI. Pomyłka, niedopatrzenie lub skleroza oznacza katastrofę. W ciągu ostatnich 2 tygodni osiągnęłam apogeum stresu, więc teraz już chyba będzie z górki. Trochę problemów z gośćmi, którzy nienawidzą mnie na dzień dobry. Nie działał system komputerowy w firmie, więc sporo zamieszania, potem zepsuł się mój mały terminal do płacenia kartą i sprzedawania wycieczek itd… itd. Tylko 3 razy się rozpłakałam z nerwów, raz zdążyłam wyjść z hotelu i popłakać w samochodzie, a drugi raz doszłam tylko do toalety, bo musiałam dalej stawiać czoła rozjuszonej jak byk turystce.
Przy wpłacaniu za wycieczki zabrakło mi ponad 200 Euro. 50 Znalazłam w rachunkach – błąd koleżanki z biura. 180 Euro wsiąkło – po turecku „yok”, czyli nie ma. Dokładam z własnej kieszeni, wyjścia nie ma. Innego dnia przy płaceniu jestem 40 euro do przodu, liczę parę razy, sprawdzam a i tak wychodzi inaczej. Nie tylko mnie się to zdarza i dojść nie mogę, o co tu chodzi. Nie ma co płakać, lekcje dobrze zapamiętuję – i te dotyczące pieniędzy i gości. Staram się nie dać wyprowadzić z równowagi. Pewna turystka nie mając już się czego przyczepić w mojej pracy kazała się przeprosić, za to, że powiedziałam, iż katalog z hotelami, który noszę przy sobie jest moim prywatnym i mogę jej dać tylko do wglądu. Pani stwierdziła, że należą jej się przeprosiny, bo katalog nie jest prywatnym a firmowym.! Ot to! A pocałujta mnie w nos, przepraszać, za takie rzeczy nie będę. Musiałam jednak za coś przeprosić – tym razem za wpadkę hotelu. Ja jestem na pierwszej linii, więc robię za pertraktora. Wczoraj dumna z siebie byłam jak nigdy, bo wynegocjowałam dobrą rekompensatę od hotelu dla mojego gościa, a wszystko w 3 minuty. Konkretnie i na temat, bez nerwów, z szelmowskim uśmiechem na ustach.