poniedziałek, 30 maja 2011

Lew pożeracz

Panie i Panowie, witamy w cyrku „Riwiera”! Na arenie wystąpi Państwa rezydentka oraz krwiożerczy lew. Rezydentka będzie opowiadała Państwu o regionie, zwyczajach, odpowie na pytanie a także spróbuje przewidzieć, co więcej Państwa interesuje. Jeśli popełni jakikolwiek błąd, bądź nie zgadnie, o czym Państwo myślą, krwiożerczy lew natychmiast rzuci jej się do gardła. Życzymy miłej zabawy!

Czasem tak się właśnie czuję. Przez ostatnie 2 dni zostałam parę razy zaatakowana przez turystów, a że przechodzę okres buntu to przeciwstawiam się całemu prostactwu. Co można to można, ale jak ktoś przegnie to się nie pierniczę. Nie jestem już dzieckiem do bicia, jak w zeszłym sezonie, znam swój zakres obowiązków i staram się wykonywać swoją pracę jak najlepiej. Naprawdę staram się zrozumieć wczasowiczów, spojrzeć na sprawy ich okiem, ale jeśli ktoś traktuje mnie z góry i bez szacunku to rozmawiam już inaczej. Czasami jednak niestety muszę przyznać rację turyście ( nie lubie tego, oj nie lubię!) i wtedy po japońsku się ukłonić, przeprosić za złą obsługę w samolocie, na lotnisku itp… przepraszanie za innych. Muszę to jeszcze potrenować w obliczu chamów, bo nie umiem wymusić uśmiechu.

Wczoraj przeczytałam artykuł o młodych lekarkach. Teraz sama poznawszy niemiłą stronę pracy w usługach jestem w stanie zrozumieć lekarzy, którzy pracują po godzinach, nie widują rodzin, flaki sobie wypruwają, a pacjent jeszcze do nich z pretensjami. Chylę czoła przed tymi, którzy oddają się swojej pracy w 200%.

Dlaczego ludzie porównują się do innych? Chcemy być równi, ale niektórzy traktują innych jak służbę, żądają traktowania po szlachecku, a sami zachowują się jak hołota. Zazdrość bierze górę: „Bo tamci Państwo w samolocie mieli wszystko za darmo, a my musieliśmy płacić za kawę i kanapkę”. A tak się składa, że za darmo nie ma nikt jedzenia, chyba że dopłaci za wczasy i jest tzw. gościem Premium. Tamci Państwo wcześniej za to „darmo” zapłacili !

Walczę o miłość do drugiego człowieka, ale jak kochać bliźniego-chama, bez szacunku do drugiego człowieka, domagającego się złotych gór? Czytam blog siostry Małgorzaty – polecam ( odnośnik do strony w prawym dolnym rogu strony). Siostra pisze, że jak trzeba to się drze niemiłosiernie. Czasem trzeba kimś telepnąć, więc i ja sprowadzam ludzi na ziemię, ale bez wrzasku, bo mi nie wolno przeca! Chcę zmieniać świat i ludzi na lepsze, mam tak od małego i chyba mi nie przejdzie. Dostaję za to po nosie, ale niech się cham uczy zasad i kultury! Czasami zdarza mi się płakać z nerwów, jak nikt nie widzi, w swoim samochodzie. Przyjęcie na klatę rozjuszonego turystę kosztuje dużo emocji. Ale coż... Lwa pokonam i wyjdę zwycięsko! Prawie, jak Wallenrod…

piątek, 13 maja 2011

Wpadki cz. 1

W Alanji jest tyle Niemców, Holendrów, Norwegów, że Polacy giną w tłumie. Nieraz w ogóle zapomina się, że ktoś z otoczenia może rozumieć po polsku. Wpadki przez to są częstym zjawiskiem i dziwnym trafem zdarzają się jak na razie E.U.

E. U. była w toalecie w jednym z hoteli. Były tylko 2 toalety, więc zrobiła się kolejka. E.U. w rozmowie przez telefon wyjaśniała koleżance, dlaczego tyle czasu czeka w toalecie:
- Długo czekałam na swoją kolej, bo są tylko 2 toalety, jedna jest otwarta a w tej drugiej to nie wiem, co ktoś robi, bo ciągle zajęte.
Następnie E.U. po skorzystaniu z toalety podchodzi do zlewu, a tam zaczepia ją jakaś Pani ( ta która wyszła z drugiej, okupowanej toalety) i mówi po polsku:
- Jak to co robi? Sra!!!

Kot na trzech łapach

Czasem turyści mają naprawdę nieziemskie pomysły. E. U. musiała stawić czoła nie lada wyzwaniu – zająć się chorym, bezpańskim kotem, których w Turcji pełno wokół hoteli i restauracji. Turyści zwrócili uwagę, że koło hotelu krąży kot z uszkodzoną łapką i ich zdaniem rezydentka powinna coś z tym zrobić. E. U. chciała wywiązać się z zadania, bo przecież firma jest ekologiczna itp. ale przecież nie będzie jeździła z dzikim kotem do weterynarza. Mimo absurdu sytuacji E.U. podzwoniła po klinikach, popytała czy zajmują się bezpańskimi kotami itp. Pojechałyśmy razem do hotelu na kolację, po czym E.U. stwierdziła, że musi tego kota odszukać. Myślałam, że sprawa już jest dawno wyjaśniona, bo przecież nikt bezpańskiego kota leczyć nie będzie. E.U. jednak na upartego chciała chorego kotka zobaczyć. Myślałam, że umrę ze śmiechu, gdy wyglądała z tarasu wypatrując kota. W końcu jakiegoś zauważyła, po czym stwierdziła, że: „To nie ten, bo ten ma cztery łapy”. Kota nie znalazłyśmy, za to zatroskanego losem kota turystę tak. Nie byłam w stanie towarzyszyć E. przy rozmowie z dobrodusznym panem, bo nie mogłam opanować śmiechu… Pan był naprawdę bardzo przejęty…