niedziela, 17 lipca 2011

Czas przemian i pogotowie wczasowe

Ciężko mi uwierzyć, że to już druga połowa lipca. Czas w mojej pracy upływa niesłychanie szybko. W zeszłym tygodniu miałam mały przestój w ilości gości, problemów, sprzedaży wycieczek. Mieliśmy zmiany hoteli z powodu nowej koleżanki i teraz mam 5 hoteli w samym mieście Alanyi i 2 poza. W Alanyi inna klientela, hotele są tańsze, starsze, ludzie przyjeżdżają na zabawę w mieście, a poza tym moją firmę, tak jak i inne wykańcza konkurencja lokalnych biur podróży. Ale to zostawię bez komentarza. Cięższy temat, do pchnięcia przy innej okazji. Miałam mały kryzys z wyżej wymienionych powodów, ale z nowym tygodniem pojawił się nowy narybek, nowe problemy, ruszyła sprzedaż, więc coś się dzieje i jestem znowu komuś potrzebna! Chyba zaczyna mi odbijać palma, jakiś pracoholizm się powoli wkrada. Już pisałam, że potrzebna mi adrenalina. Jak się za mało dzieje, to muszę nadrobić szybka jazdą samochodem połączona z intensywnym trąbieniem na wszystkich którzy raczą jechać za wolno. Ale bez obaw, nogę mam cięższą tylko na długich prostych. Główne drogi są tutaj bardzo dobre, główna droga Antalya-Alanya oddzielona jest pasem zieleni i ma 2-3 pasy w jednym kierunku. Poza tym od środy mam serwis-telefon (znowu) i pomagam wszystkim utrapionym gościom na całej riwierze, tygodniowo około 2 tysięcy. Wczoraj tuż przed 23 dzwoniła załamana Pani, bo nie mogła się doprosić ręczników pokojowych na recepcji, uznała że te wczasy to jakaś porażka. Tak to. Serwis telefon „SOS” służy nie tylko do wzywania pomocy, ale też, albo przede wszystkim do ratowania wczasów! Pogotowie wczasowe. Zobaczymy jakie jeszcze hity lata zafundują mi Polacy.

środa, 6 lipca 2011

Co w trawie piszczy...

Jak na razie piszczą cykady, a nie jak by się mogło wydawać jakieś dziwne urządzenie elektryczne. Dzisiaj pracowałam na lotnisku i specjalnie dla naszych gości rozłożono czerwony dywan. Niektórzy mogli pomyśleć, że to faktycznie dla nich, bo zaraz po opuszczenia płyty lotniska zobaczyli niesamowite rzeczy: śmiesznie ubraną orkiestrę, czerwony dywan i cały szpaler Panów w białych koszulach. Przyjechały jakieś sławy z Indii, aby dokonać ceremonii ślubu w jednym z hoteli. Na przodzie orkiestry powitalnej stał nawet rycerz. Zrobiłam zdjęcie z telefonu, więc kiedyś tu umieszczę.

Poza tym od tego tygodnia pracuje już z nami G.B. - nowa rezydentka, która przejmuje część moich hoteli, więc w lipcu i sierpniu będę mieć właściwie urlop. Zrobiła mi się przerwa w ciągu dnia i na razie nie wiem co zrobię z taką ilością czasu wolnego, skoro przez ostatnie 3 miesiące miałam dni wypełnione po brzegi. Ciężko jest przejść na wolniejszy tryb ale zamiast standardowo, jak na rodowitą Polkę przystało narzekać spróbuję odpocząć.

G.B. miała już pierwszą przygodę z naszymi gośćmi. Obsługa hotelu poprosiła G.B., aby upomniała gościa, który pijany, pokłócił się z managerem hotelu (z którym nawiasem mówiąc miałam niejedną zajadłą dyskusję) i pokazał mu na odchodne gołą dupę przez szybę w windzie! Ha ha! Ale jaja! Uwielbiam Polaków. Szczególnie dzisiaj, po tym jak prawie (!) żaden Turek z mojego biura nie ruszył się, aby pomóc dźwigać pudła z auta do biura! Polak przynajmniej gentelman, nie dość że umie się postawić managerowi pokazując gołe to i owo, to jeszcze nieraz zaproponuje pomoc w przeniesieniu mojej ciężkiej torby z dokumentami. Ah!