czwartek, 14 kwietnia 2011

Turecka gościnność

Turecka gościnność jest zaskakująca – właśnie wróciłam od moim sąsiadów. Szukam sposobu na łatwy i szybki dostęp do Internetu. Internet jest tutaj dość drogi, więc chcę się podłączyć do jakiejś sieci bezprzewodowej od sąsiada za drobną opłatą, musi mi dać tylko hasło. Jak się nie mówi po turecku to sprawa nie jest taka banalna . Mam napisaną karteczkę po turecku z moją prośbą, mimo to jedna sąsiadka myślała chyba, że chcę jej sprzedać Internet. Skolei inni sąsiedzi załapali, o co mi chodzi. Niestety oni nie mają wirelessa, ale na chwilę udostępnili mi swój komputer. Nie miałam wielkiej potrzeby, ale z grzeczności wypada skorzystać z propozycji. Cała rodzinka zaangażowała się w moją wizytę i zaraz dostałam pod nos kawę (o 20.30 !) oraz domowe, pyszne ciastka. Potem pogawędziliśmy razem po turecku-angielsku i ręcznie. Tylko ich 12 letnia (albo aż) córka coś tam łapała po angielsku. Ojciec nauczyciel biologii. Dobrze, że już trochę znam obyczaje to nie popełniłam fo pa – po pierwsze trzeba zdjąć buty przed wejściem do domu, po drugie przyjąć zaproszenie na herbatę/kawę, po trzecie w rozmowie z mężczyzną nie patrzeć w oczy. O tej ostatniej zasadzie powiedziała mi rok temu Szwedka, z którą jechałam stopem. Aby zdobyć szacunek u mężczyzny nie wolno patrzeć mu w oczy. Jednak Ci Turcy, którzy mają do czynienia z turystami już dawno zapomnieli o tej zasadzie. Po krótkiej rozmowie chciałam się już ulotnić, wtedy należy parę razy podziękować, pochwalić jedzenie, pokazać na zegarek, że mi się spieszy – bo zawsze proponują kolejny napój. Potem cała rodzina odprowadza do drzwi – robi to niesamowite wrażenie - 3 pary oczu wpatrzone we mnie do czasu aż zniknę za drzwiami mojego mieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz