środa, 6 lipca 2011

Co w trawie piszczy...

Jak na razie piszczą cykady, a nie jak by się mogło wydawać jakieś dziwne urządzenie elektryczne. Dzisiaj pracowałam na lotnisku i specjalnie dla naszych gości rozłożono czerwony dywan. Niektórzy mogli pomyśleć, że to faktycznie dla nich, bo zaraz po opuszczenia płyty lotniska zobaczyli niesamowite rzeczy: śmiesznie ubraną orkiestrę, czerwony dywan i cały szpaler Panów w białych koszulach. Przyjechały jakieś sławy z Indii, aby dokonać ceremonii ślubu w jednym z hoteli. Na przodzie orkiestry powitalnej stał nawet rycerz. Zrobiłam zdjęcie z telefonu, więc kiedyś tu umieszczę.

Poza tym od tego tygodnia pracuje już z nami G.B. - nowa rezydentka, która przejmuje część moich hoteli, więc w lipcu i sierpniu będę mieć właściwie urlop. Zrobiła mi się przerwa w ciągu dnia i na razie nie wiem co zrobię z taką ilością czasu wolnego, skoro przez ostatnie 3 miesiące miałam dni wypełnione po brzegi. Ciężko jest przejść na wolniejszy tryb ale zamiast standardowo, jak na rodowitą Polkę przystało narzekać spróbuję odpocząć.

G.B. miała już pierwszą przygodę z naszymi gośćmi. Obsługa hotelu poprosiła G.B., aby upomniała gościa, który pijany, pokłócił się z managerem hotelu (z którym nawiasem mówiąc miałam niejedną zajadłą dyskusję) i pokazał mu na odchodne gołą dupę przez szybę w windzie! Ha ha! Ale jaja! Uwielbiam Polaków. Szczególnie dzisiaj, po tym jak prawie (!) żaden Turek z mojego biura nie ruszył się, aby pomóc dźwigać pudła z auta do biura! Polak przynajmniej gentelman, nie dość że umie się postawić managerowi pokazując gołe to i owo, to jeszcze nieraz zaproponuje pomoc w przeniesieniu mojej ciężkiej torby z dokumentami. Ah!

1 komentarz:

  1. cos wiem o tych elektrycznych urządzeniach :P :D
    Buźka
    Olka K.

    OdpowiedzUsuń