niedziela, 27 czerwca 2010

Fala za falą

Z tygodnia na tydzień co raz bardziej zaczyna mi się tu podobać. Praca zaczyna mi dawać radość, pomimo diabelnie stresujących sytuacji a sama Turcja zaczyna odkrywać przede mną rąbka tajemnicy.

Koniecznie chciałam coś naskrobać na blogu, ale widzę, że moja składnia jest w opłakanym stanie. Ostatniej nocy byłam na imprezie i spałam tylko 2,5 h po czym musiałam wstać na całodniowe dyżury w hotelach, więc niech się nie dziwią , tylko próbują się trochę pogłówkować o co mi chodziło :).

Miałam niesamowity tydzień - we wtorek byłam z turystami na jeep safari połączone z rejsem małym statkiem. Rejs dostarczył mi nie lada wrażeń, bo morze było dość wzburzone. Mam do morza duży respekt i fale są dla mnie totalną abstrakcją, a tych nie brakowało. Kapitanowi sporo trudności przysporzyło znalezienie zatoczki, w której moglibyśmy zjeść obiad bez konieczności łapania uciekającego talerza. Muszę przyznać, że miałam niezłego pietra, gdy fale miotały naszym statkiem na wszystkie strony. Sytuacja na morzu zmienia się diametralnie szybko i spokojna woda potrafi się zamienić w spienione, wściekłe bałwany. Kapitan twierdził, że jest wszystko w porządku, więc jednak strach ma wielkie oczy, ale chyba sam nieźle się zestresował, gdy wielkie fale zaczęły nas spychać prosto na skały. Gdy wreszcie zaufałam umiejętnościom kapitana oraz stabilności łódki, siadłam na dziobie i poczułam niesamowitą frajdę z kołysania. Wcześniej miałam początkowe symptomy choroby morskiej, ale szybko mi przeszło, gdy sama wskoczyłam do wody, żeby się ochłodzić - taka metoda naprawdę pomaga.

Niestety wieczorem, kilka godzin po rejsie, choroba morska dała się we znaki-miałam mdłości i byłam zielona na twarzy. Gdy się położyłam spać to miałam wrażenie, że moje łóżko płynie. Cały czas miałam widok fal przed oczami. Nie mogłam zasnąć, a czekały mnie tylko 2 h snu przed transferem. Niestety sen nie pomógł i jechałam do hoteli po turystów modląc się, żeby nie puścić pawia na przywitanie. Po transferze miałam kolejne 2 h snu przed sobą, bo rano musiałam wstać na spotkania informacyjne z turystami, które są chyba największą niedolą. Wychodzi się wtedy na linie ognia a turyści ciskają granatami spojrzeń i salwą niemiłych słów o tym co im się nie podoba. Symptomy choroby morskiej przeszły mi dopiero po południu i wreszcie mogłam wrzucić coś na ruszt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz