niedziela, 23 maja 2010

Autostop turecki czyli "otostop"

Świetny dzień ! Z rana pobudka i tak, jak się wszyscy umówiliśmy o 10.00 ruszamy autostopem do Turgutreis, bo mamy wolne. Nasz pokój zwarty i gotowy na czas, a reszta opóźniona, więc nie wypalił pomysł z autostopowym wyścigiem do celu. Olewamy resztę i we cztery atakujemy tureckich kierowców. Długo nam to nie zajęło, autostop w Turcji fantastyczna sprawa. Turcy bardzo chętnie się zatrzymują i potrafią nawet nadrobić sporo drogi, żeby dostarczyć nas do celu. Pierwszy autostop do Turgutreis złapałyśmy błyskawicznie. A.K. chciała wyrzucić nieugaszonego papierosa, którym ją poczęstował nasz nowy turecki kolega i niestety podmuch wrzucił go z powrotem na moją twarz, potem na mój plecak. W ferworze walki przerzuciłam na torebkę A.K. wciąż rozżarzonego papierosa, gdy po chwili do akcji wkroczył nasz bohater Turek. Złapał żar gołymi rękami. Po sprawdzeniu, czy przypadkiem nie mam dziury w twarzy wybuchłam gromkim śmiechem.
W Turgutreis spędzamy trochę czasu – miejscowość urocza, z marina przy której stoją bardzo okazałe jachty i motorówki. Chwila wyciszenia na skalistym brzegu – wreszcie chwila samotności i kontaktu ze sobą, bo w grupie o to trudno…Potem ruszamy dalej do Gümüşluk, do którego zabiera nas na stopa Bloody Gorgeus Ahmed ( tak się przedstawił), z którym mogłam sobie pogadać po angielsku. Ahmet poza sezonem pracuje w Londynie a w sezonie orgainuzje rejsy po M. Egejskim.
J. Rozmówki polsko-tureckie się przydają i już udaje mi się wymieniać pierwsze parę zdań z miejscowymi. Mama coś wie o rozmowach w obcym języku z rozmówkami w ręku – ubaw po pachy.
W Gümüşluk chwile zabawiamy, bo co chwile dopadają nas przelotne, lecz solidne opady. Próbuję doskoczyć po kamieniach na tzw. Króliczą wyspę, do której można dojść zanurzonym po kolana w wodzie. Niestety bez butów, ciężko pokonać ostre kamienie i przed samą wyspą kapituluję.
Z powrotem zabiera nas stopem Szwajcarka, która tu mieszka parę lat. Sprzedaje nam kilka ciekawych informacji, jak np. żeby nie patrzeć Turkom w oczy przy rozmowie, bo dopiero wtedy nas szanują.
Na koniec wycieczki zostawiamy miasto Bodrum ( bo my mieszkamy w Gümbet tuż obok), gdzie można wymienić kase i zjeść dobrego kebaba.
Wieczorem dalsza część szkolenia ( wow! ) i biuro zabiera nas do łaźni tureckiej - „Hamam” do Turgutreis. Fantastyczna sprawa, dawno się tak nie zrelaksowałam. Najpierw sauna, potem kąpiel i peeling a na koniec masaże. Dla ciekawostki powiem, że tradycyjnie peeling, kąpiel i masaż pianą wykonywane są przez mężczyzn, co jest na początku trochę krepujące. Masaż niesamowity, tez wykonanywany przez Pana. Po wszystkim pyszna turecka herbatka - „czaj” i można iść spać.
Parę zdjęć tutaj:
http://picasaweb.google.com/kowalska.paulina.1986/OstatnioZaktualizowane#slideshow/5474221044151439858

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz